sobota, 15 lutego 2014

Klimczok, 15 Luty 2014 r.

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.732791790078164.1073741847.100000420486793&type=1&l=8aa4adf2a0 Wyjechaliśmy z Katowic Lublinem 6:40 do Bielska Białej skąd 8 i mottem przewodnim naszego spontanicznego wypadu „wejdę na Szyndzielnię i problemami swojemi pierdzielnę” podjechaliśmy pod wyciąg i przez Dębowiec powędrowaliśmy na Szyndzielnię, gdzie w schronisku zrobiliśmy małą przerwę na uzupełnianie płynów i niezbędnych kalorii podczas trudnej, wietrznej, śnieżnej wędrówki w stronę szczytu Klimczoka. Daro uzupełniał pieczęcie w swoich katechizmach podczas gdy jego Wisienki radośnie komentowały tę czynność aczkolwiek niezłośliwie. Koleżanka, która zastosowała kontrolny telefon do Daro zapewne już nie zadzwoni do niego po usłyszeniu promiennych pokrzykiwań damskiego towarzystwa bądź przyłączy się kolejnym razem by równie głośno i wesoło zaznaczyć swą obecność przy naszym Daro-Rodzynku. Droga na szczyt Klimczoka wydawała się niekończącą gehenną ale podbudowani mottem nr 2 „na Klimczoku podrapię się po kroku” w podskokach niczym myszoskoczki w parę przewlekłych chwil znaleźliśmy się na Górze Pożądania po to by odbyć 20- minutową, wspólną sesję fotograficzną i zablokować przejście dewotycznym turystkom i udać się na wspólne obiadowanie do klimczokowej kuchni. Odkryty basen na Klimczoku był nieczynny i króliczki w klatce jakby nieco senne a my z pełnymi brzuszkami, odprężeni i zadowoleni z samych siebie udaliśmy się drogą usłaną skrzypiącym śniegiem pod stopami do Szczyrku skąd do Bielska na pociąg w kierunku naszych ciepłych domów z obopólną obietnicą, że to nie był nasz ostatni raz.