czwartek, 31 października 2013

Francja po raz drugi, październik 2013 r.

Wakacje 2013 r.Francja Szampania Ardeny:Chatillon sur Marne,Epernay,Hautvillers,Burgundia,Dolina Rodanu,Prowansja Alpy Lazurowe Wybrzeże:Le Grand Canion du Verdon,Frejus,St Tropez,Monaco,Cannes.Włochy Lombardia Tignale Jez.Garda.
Dla A.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.668831933140817.1073741843.100000420486793&type=1&l=2ede63bc45
Miłość do języka francuskiego i sympatia do kraju Franków sprawiły, że przejechaliśmy z A. ponad 3600 km po Europie rozpoczynając swoją podróż promem z Dover w Anglii do Calais we Francji, skąd zaczyna się przepiękna przygoda w Szampani,Prowansji i włoskiej Lombardii.
Unikając płatnych autostrad i podziwiając spokojny krajobraz Wschodniej Francji dotarliśmy do Domaine du Moulin de L'Etange http://www.booking.com/hotel/fr/domaine-du-moulin-de-l-etang.pl.html w Chatillon sur Marne - miejsca, na wzgórzu którego nad mieszkańcami czuwa Pappe Orban II a oni sami pogrążeni zostają w codziennej pracy wśród winogron na polach bądź w podziemiach swoich winnic.Miasteczko bez sklepów spożywczych u nas tak powszechnych z tzw mydłem i powidłem, otwartymi dwoma knajpami i jedną bulanżerią a i tą po wyprzedaży pieczywa szybko zamykaną. Pozorna senność i rozleniwienie panujące na Rynku odmierzał czas otwarcia Intermarche o godz.15 po przerwie od 12:15, gdzie masowo przewijały się hordy rumuńskich najemników przyjmowanych do pracy podczas zbiorów winogron.
Zaradni Gospodarze Domaine du Moulin de L'Etange zmodernizowali swoją rezydencję z byłej, starej stodoły a kwatery dla turystów z dawnych chlewików przeznaczonych drzewiej dla żywego inwentarza. "Chlew" , w którym nas ugoszczono posiadał tzw taras, na który regularnie co wieczór wpraszała się czarna kotka o zielonych oczach w celach czysto konsumpcyjnych; pochłaniała resztki jajka, kiełbasy, chrząstek mięsa tudzież suchego chleba wdzięcznie prężąc się i mrucząc w dziękczynnych gestach. Komnata przytulna z małżeńskim, wygodnym łożem, zdobiona przepysznie sztuką dekupażu z zasłonką na zdobionym,metalowym drążku ,zza którą ukryty był sprytnie prysznic z umywalką, gdzie można było dokonać podręcznej podchlapki nie wychodząc na zewnątrz pomieszczenia. Walory pokoju mogła dostrzec jedynie kobieta, gdyż mężczyzna zwykle przywiązywał swoją uwagę do innego aczkolwiek równie istotnego zagadnienia "wygódkowego", mieszczącego się na korytarzu, gdzie co dzień rano zmierzali pozostali współużytkownicy chlewikowego parteru.
Gospodarz Domaine du Moulin de L'Etange uprzejmy i milczący w przeciwieństwie do swojej gadatliwej, hałaśliwej i wścibskiej małżonki, która miała zwyczaj zadawania gościom wielu pytań naraz po czym nie czekając na reakcję rozmówcy  sama sobie udzielała na nie odpowiedzi. Owocem tejże pary był ich niezwykle delikatny,taktowny i przystojny syn, niewątpliwie niedawno świętujący swoją pełnoletniość.
W Chatillon sur Marne nie znaleźliśmy ogólnodostępnej degustacji wina a nauczeni, że "mój dom jest moją twierdzą" nie mieliśmy odwagi pukać w cudze drzwi prosząc o sprzedaż dwóch butelek wina. W tymże celu za namową Litwinów- sąsiadów chlewikowego studia udaliśmy się do Hautvillers - szampańskiego miasteczka o umiarkowany charakterze turystycznym, gdzie każdy dom to fabryka wina a na otaczających go winnych polach w cieniu gronowych liści mienią się zarysy robotniczych głów chylących swe spocone czoła przed ociekającymi słodyczą soków czarnych lub białych winogron.
Cisza i spokój skupienia zapracowanej ludności tubylczej i napływowej zakłócała czasem nieoczekiwana, roszczeniowa obecność polskiego turysty we frankofońskiej gminie.
W Epernay mieliśmy okazję być wyproszeni z miejscowej knajpki w wyniku wszechpanującego lunchu pomiędzy godziną 12 a 15, nie znaleźliśmy ani jednegospożywczaka za to załapaliśmy się do Wesołego Miasteczka z szampanen i angielskiego pubu z włoskim panini, ktore niewątpliwie długo pozostało w pamięci ze względu na swoje właściwości wypróżniające...
Aksamitne, czarne i białe winogrona rozpieszczały nasze zmysły nieprzywykłe do "ichniej" szampańskiej kultury (i wina!), którą z żalem odchodzącego czasu w otchłań wspomnień musieliśmy opuścić by spalając kolejne litry gazole dotrzeć przez Dolinę Rodanu do Burgundii. Burgundia to prawie bliźniacza siostra naszego śląskiego Beskidu Żywieckiego podobna wilgotnym klimatem i zalesioną górską przyrodą.Odróżnia ją nieco inny charakter zabudowań, osad ludzkich ze starymi, kamiennymi budowlami do dziś funkcjonujących. Po paru godzinach jazdy samochodem w gęstej, zamglonej atmosferze surowej i chłodnej, na burgundzkiej ziemii dotarliśmy do  L'hotel de Mustarderie, gdzie przywitał nas osobliwy, szczupły, wysoki, lekko łysiejący z wymuszonym przedziałkiem na boku głowy w okularach z czarnymi, wydatnymi oprawkami Portier rodem z Rodziny Adamsów, który nawiązując ze mną silny kontakt wzrokowy uprzejmie poinformował nas, że nasz "chambre est numero un avec salle de bain au premiere etage, coridor au escalier a droite" ale za to z dostępem do niedziałającego! internetu. Noc w oberży przeżyliśmy szybko, po czym skupiliśmy się naszym docelowym punkcie zapuściwszy się w wielogodzinną podróż przez prowansalskie Alpy ozdobione przekwitłymi słonecznikami o czarnych główkach, które we wcześniejszej, wakacyjnej porze zachwycały pięknem złotych, van goghowskich płatków. Być może Van Gogh dlatego obciął sobie ucho by nie słyszeć jęków palonych słońcem słoneczników?
W nastroju niechybnie kończącego się lata mijaliśmy górskie wstęgi dróg często rzeźbione w kamieniu podziwiając jabłkowe plantacje, dojrzewające pod ochroną siatkowych połaci.
Les Parasoles sur Argens- ekskluzywny, wypoczynkowy ośrodek z basenem i kwaterami wyposażonymi w taras oraz  niezbędnymi sprzętami użytku domowego.Osiedle strzeżone o dostępnej cenie. Rewelacja!
Z Roquebrune sur Argens odwiedzliśmy St Tropez, Cannes i Frejus - to ostatnie to idealne miejsce na plażowanie i zatonięcie w lazurowej, morskiej toni, gdzie ciało i dusza nie pamięta o troskach codzienności a rajd drogami Kanionu du Verdon i podziwianie młodzieży linoskoczków na Bungee przypomina o latach beztroskiej młodości.
Cote d'Azur to Francja Joe Dassina i Dalidy zatrzymana w urokach i zapachu lat 70-tych.
St Tropez -snobistyczne miasteczko portowe pamiętające wyczyny Żandarma Luisa De Finnesa, ze sklepikami z kosmicznymi cenami oraz podstarzałymi, brzuchatymi smakoszami owoców morza i paniami lekko naruszonymi przez czas z małymi, hałaśliwymi pieskami na smyczy. St Tropez dogłębnie zostało zwiedzone z pozycji dostępności WC za sprawą Klątwy Faraona rzuconej na mnie w Epernay.
W drodze powrotnej do Polski wstąpiliśmy do Monaco na Wzgórze Pałacu Grimaldich by przez włoską Lombardię odkryć małe, górskie miasteczko Tignale z Jeziorem Garda u podnóża i Sanktuarium Montecastello na szczycie. Cudowne Tignale żyje własnym, regularnym życiem mieszkańców od czasu do czasu odwiedzanym przez rzesze niemieckich turystów. W mieście Tignale chciałoby się spędzić resztę życia jedząc sałatki ala Italiana - każdego wieczoru znaczyło to coś innego, sałatka niespodzianka ale zawsze z oliwą i winnym, ciemnym octem balsamicznym, której smak w ustach pozostanie do końca życia wraz z Francją i A...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz