sobota, 3 sierpnia 2013
Dwuwierzchołkowy szczyt Bliźniaków, 28 lipiec 2013 r.
Trasa: pzełęcz Biadasowska - skrzyżowanie Panienka - Kaczyna - Bliźniaki - Pod Łysą (Przełęcz Panczakiewicza) - Pod Iłowcem - Gorzeń Górny.
Dzień rozpoczęty ponad 30 – stopniowym upałem, ale cóż było robić skoro Belzebub Pierwszy w osobie Daro pokusił do drogi.
Ruszyliśmy Chorzowsko-Batorowym PTTK-iem z Wandzią od kurzych skorupek* od Przełęczy Biadasowskiej zielonym szlakiem w kierunku Leskowca do rozstaju Panienki skąd odbiliśmy wraz z przyklejonymi „wycieczkowymi panienkami” na pozaplanowy Ostry Wierch. Dalej do Kaczyny i na Bliźniaki. Po drodze spotkaliśmy 2 osoby, szlak prawie nieuczęszczany, zarośnięty krzakami, miejscami ledwo widoczny, pobłądziliśmy z przewodnikiem. Z trasy widoki na przełom Choczeńki, Leskowiec, dolinę Ponikwi oraz Jaroszowską Górę za Skawą.
Następnie spacerem do Przełęczy Pod Łysą (Przełęcz Panczakiewicza), gdzie grupa chyżo wdała się w dyskusje o erotykach podniecona kostkami lodu serwowanymi przez Gosię od Loda.
Potem na Iłowiec i zejście do siodła pod Iłowcem i do Gorzenia Górnego do Muzeum w Dworku Emila Zegadłowicza – nauczyciela, poety, prozaika, dramaturga i tłumacza – jak go niektórzy określili – erosomana, co świństwa z nudów wymyślał.
W drodze powrotnej w Wadowicach zamiast kremówek z salmonellą zjedliśmy pizzę i uzupełniliśmy płyny, które strumieniami wyciekały porami skóry na zewnątrz a które w Katowicach ponownie zostały uzupełnione tym samym kończąc naszą niedzielną gorącą odyseję.
* Podczas jednej z wycieczek Wandzia zwróciła uwagę, że nie należy kruszyć kurzymi skorupkami jaj po słowackim lesie.
Wschód Słońca na Babiej Górze, 20/21 lipca 2013 r.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.629544553736222.1073741839.100000420486793&type=1&l=fc4f13ef00
Niecodzienny wypad nocą w kierunku szczytu Matki Góry w towarzystwie podnieconych turystycznych stonek ze świetlikami na spoconych czołach przypominała sceny z filmów fantasy najazd przybyszów z obcej planety.
Wycieczka organizowana przez PTTK Chorzów Batory z panią Basią na tyłach, która skrupulatnie w gwieździstą noc świeciła współtowarzyszom w krocza podczas oddawania się czynnościom fizjologicznym. Na szczycie Sokolicy podziękowaliśmy pani Basi za matczyną troskę i dalej podążyliśmy ścieżką z wolnej stopy.
Szczyt Babiej krzyczał wiatrem rozpaczy spowodowanej nalotem mnogości ludzkich stóp. Fotoreporteży, amatorzy, zakochani, zdobywcy, turyści i inni kłócili się o najlepsze miejsce widokowe, brak intymności i ciszy dokuczał spragnionym samotności i kontemplacji.
Przez Małą Babią udaliśmy się na piwną przerwę na Markowych Szczawinach gdzie Irek w przerwie wytrwale kisił swoje ogórki w tajemnicy przed żoną.
Potem na Policzne i posiłek w Zbójnickiej Chacie gdzie kupą zachwycaliśmy się urokiem peruwiańskiego odzienia głowy w temperaturze powyżej 30 stopni u jednej z młodszych uczestniczek.
Powrót do Katowic był najtrudniejszym punktem programu ze wzgl. na panujący lipcowy upał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)