poniedziałek, 11 listopada 2013

Luboń Wielki 1022 mnpm.


https://www.facebook.com/media/set/?set=a.675132679177409.1073741844.100000420486793&type=1&l=76e8591d52 26 października 2013 r. Początkowo założyliśmy, że przez Zaryte przejdziemy żółtym szlakiem przez Perć Borkowskiego na szczyt Lubonia Wielkiego. Niestety w pierwszej fazie wędrówki, prowadząc podróżniczą konwersację nie zauważyliśmy rozwidlenia leśnej drogi i dalej tworzyliśmy radosną, górską twórczość aż do samego schroniska na Luboniu. W drodze powrotnej Państwo Z. zdecydowali się prowadzić na własną rękę bezpiecznym, spacerowym szlakiem natomiast my z Bambikiem (Babek w koszulce z napisem Bambi) zeszłyśmy Percią Borkowskiego do Zarytego, gdzie przy cmentarzu czekał na nas samochód i piękny zachód słońca nad strumieniem. Jesień piękna, kolorowa, złota i pachnąca przeplatającymi się zapachami wilgotnej ziemi z butwiejącymi liśćmi, schowanym runem leśnym i dojrzewającymi do zebrania grzybami.

czwartek, 31 października 2013

Francja po raz drugi, październik 2013 r.

Wakacje 2013 r.Francja Szampania Ardeny:Chatillon sur Marne,Epernay,Hautvillers,Burgundia,Dolina Rodanu,Prowansja Alpy Lazurowe Wybrzeże:Le Grand Canion du Verdon,Frejus,St Tropez,Monaco,Cannes.Włochy Lombardia Tignale Jez.Garda.
Dla A.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.668831933140817.1073741843.100000420486793&type=1&l=2ede63bc45
Miłość do języka francuskiego i sympatia do kraju Franków sprawiły, że przejechaliśmy z A. ponad 3600 km po Europie rozpoczynając swoją podróż promem z Dover w Anglii do Calais we Francji, skąd zaczyna się przepiękna przygoda w Szampani,Prowansji i włoskiej Lombardii.
Unikając płatnych autostrad i podziwiając spokojny krajobraz Wschodniej Francji dotarliśmy do Domaine du Moulin de L'Etange http://www.booking.com/hotel/fr/domaine-du-moulin-de-l-etang.pl.html w Chatillon sur Marne - miejsca, na wzgórzu którego nad mieszkańcami czuwa Pappe Orban II a oni sami pogrążeni zostają w codziennej pracy wśród winogron na polach bądź w podziemiach swoich winnic.Miasteczko bez sklepów spożywczych u nas tak powszechnych z tzw mydłem i powidłem, otwartymi dwoma knajpami i jedną bulanżerią a i tą po wyprzedaży pieczywa szybko zamykaną. Pozorna senność i rozleniwienie panujące na Rynku odmierzał czas otwarcia Intermarche o godz.15 po przerwie od 12:15, gdzie masowo przewijały się hordy rumuńskich najemników przyjmowanych do pracy podczas zbiorów winogron.
Zaradni Gospodarze Domaine du Moulin de L'Etange zmodernizowali swoją rezydencję z byłej, starej stodoły a kwatery dla turystów z dawnych chlewików przeznaczonych drzewiej dla żywego inwentarza. "Chlew" , w którym nas ugoszczono posiadał tzw taras, na który regularnie co wieczór wpraszała się czarna kotka o zielonych oczach w celach czysto konsumpcyjnych; pochłaniała resztki jajka, kiełbasy, chrząstek mięsa tudzież suchego chleba wdzięcznie prężąc się i mrucząc w dziękczynnych gestach. Komnata przytulna z małżeńskim, wygodnym łożem, zdobiona przepysznie sztuką dekupażu z zasłonką na zdobionym,metalowym drążku ,zza którą ukryty był sprytnie prysznic z umywalką, gdzie można było dokonać podręcznej podchlapki nie wychodząc na zewnątrz pomieszczenia. Walory pokoju mogła dostrzec jedynie kobieta, gdyż mężczyzna zwykle przywiązywał swoją uwagę do innego aczkolwiek równie istotnego zagadnienia "wygódkowego", mieszczącego się na korytarzu, gdzie co dzień rano zmierzali pozostali współużytkownicy chlewikowego parteru.
Gospodarz Domaine du Moulin de L'Etange uprzejmy i milczący w przeciwieństwie do swojej gadatliwej, hałaśliwej i wścibskiej małżonki, która miała zwyczaj zadawania gościom wielu pytań naraz po czym nie czekając na reakcję rozmówcy  sama sobie udzielała na nie odpowiedzi. Owocem tejże pary był ich niezwykle delikatny,taktowny i przystojny syn, niewątpliwie niedawno świętujący swoją pełnoletniość.
W Chatillon sur Marne nie znaleźliśmy ogólnodostępnej degustacji wina a nauczeni, że "mój dom jest moją twierdzą" nie mieliśmy odwagi pukać w cudze drzwi prosząc o sprzedaż dwóch butelek wina. W tymże celu za namową Litwinów- sąsiadów chlewikowego studia udaliśmy się do Hautvillers - szampańskiego miasteczka o umiarkowany charakterze turystycznym, gdzie każdy dom to fabryka wina a na otaczających go winnych polach w cieniu gronowych liści mienią się zarysy robotniczych głów chylących swe spocone czoła przed ociekającymi słodyczą soków czarnych lub białych winogron.
Cisza i spokój skupienia zapracowanej ludności tubylczej i napływowej zakłócała czasem nieoczekiwana, roszczeniowa obecność polskiego turysty we frankofońskiej gminie.
W Epernay mieliśmy okazję być wyproszeni z miejscowej knajpki w wyniku wszechpanującego lunchu pomiędzy godziną 12 a 15, nie znaleźliśmy ani jednegospożywczaka za to załapaliśmy się do Wesołego Miasteczka z szampanen i angielskiego pubu z włoskim panini, ktore niewątpliwie długo pozostało w pamięci ze względu na swoje właściwości wypróżniające...
Aksamitne, czarne i białe winogrona rozpieszczały nasze zmysły nieprzywykłe do "ichniej" szampańskiej kultury (i wina!), którą z żalem odchodzącego czasu w otchłań wspomnień musieliśmy opuścić by spalając kolejne litry gazole dotrzeć przez Dolinę Rodanu do Burgundii. Burgundia to prawie bliźniacza siostra naszego śląskiego Beskidu Żywieckiego podobna wilgotnym klimatem i zalesioną górską przyrodą.Odróżnia ją nieco inny charakter zabudowań, osad ludzkich ze starymi, kamiennymi budowlami do dziś funkcjonujących. Po paru godzinach jazdy samochodem w gęstej, zamglonej atmosferze surowej i chłodnej, na burgundzkiej ziemii dotarliśmy do  L'hotel de Mustarderie, gdzie przywitał nas osobliwy, szczupły, wysoki, lekko łysiejący z wymuszonym przedziałkiem na boku głowy w okularach z czarnymi, wydatnymi oprawkami Portier rodem z Rodziny Adamsów, który nawiązując ze mną silny kontakt wzrokowy uprzejmie poinformował nas, że nasz "chambre est numero un avec salle de bain au premiere etage, coridor au escalier a droite" ale za to z dostępem do niedziałającego! internetu. Noc w oberży przeżyliśmy szybko, po czym skupiliśmy się naszym docelowym punkcie zapuściwszy się w wielogodzinną podróż przez prowansalskie Alpy ozdobione przekwitłymi słonecznikami o czarnych główkach, które we wcześniejszej, wakacyjnej porze zachwycały pięknem złotych, van goghowskich płatków. Być może Van Gogh dlatego obciął sobie ucho by nie słyszeć jęków palonych słońcem słoneczników?
W nastroju niechybnie kończącego się lata mijaliśmy górskie wstęgi dróg często rzeźbione w kamieniu podziwiając jabłkowe plantacje, dojrzewające pod ochroną siatkowych połaci.
Les Parasoles sur Argens- ekskluzywny, wypoczynkowy ośrodek z basenem i kwaterami wyposażonymi w taras oraz  niezbędnymi sprzętami użytku domowego.Osiedle strzeżone o dostępnej cenie. Rewelacja!
Z Roquebrune sur Argens odwiedzliśmy St Tropez, Cannes i Frejus - to ostatnie to idealne miejsce na plażowanie i zatonięcie w lazurowej, morskiej toni, gdzie ciało i dusza nie pamięta o troskach codzienności a rajd drogami Kanionu du Verdon i podziwianie młodzieży linoskoczków na Bungee przypomina o latach beztroskiej młodości.
Cote d'Azur to Francja Joe Dassina i Dalidy zatrzymana w urokach i zapachu lat 70-tych.
St Tropez -snobistyczne miasteczko portowe pamiętające wyczyny Żandarma Luisa De Finnesa, ze sklepikami z kosmicznymi cenami oraz podstarzałymi, brzuchatymi smakoszami owoców morza i paniami lekko naruszonymi przez czas z małymi, hałaśliwymi pieskami na smyczy. St Tropez dogłębnie zostało zwiedzone z pozycji dostępności WC za sprawą Klątwy Faraona rzuconej na mnie w Epernay.
W drodze powrotnej do Polski wstąpiliśmy do Monaco na Wzgórze Pałacu Grimaldich by przez włoską Lombardię odkryć małe, górskie miasteczko Tignale z Jeziorem Garda u podnóża i Sanktuarium Montecastello na szczycie. Cudowne Tignale żyje własnym, regularnym życiem mieszkańców od czasu do czasu odwiedzanym przez rzesze niemieckich turystów. W mieście Tignale chciałoby się spędzić resztę życia jedząc sałatki ala Italiana - każdego wieczoru znaczyło to coś innego, sałatka niespodzianka ale zawsze z oliwą i winnym, ciemnym octem balsamicznym, której smak w ustach pozostanie do końca życia wraz z Francją i A...

niedziela, 27 października 2013

UKRAINA - BIESZCZADY WSCHODNIE I GORGANY

UKRAINA - BIESZCZADY WSCHODNIE I GORGANY



https://www.facebook.com/media/set/?set=a.641484809208863.1073741842.100000420486793&type=1&l=34c9971619



10.08.2013 r. /sobota/



godz. 6 30 wyjazd z Katowic. Przejazd trasą: Katowice – Rzeszów – (granica państwa) – Lwów.



Przejazd przez granicę bez sensacji i problemów za to na miejscu we Lwowie przy ul. Puljuja 38 otrzymaliśmy pokój w hostelu z całorocznym ogrzewaniem w łazience co przy temp. 30 ° + dawało efekt sauny w całym pomieszczeniu.



11.08.2013 r. /niedziela/



Zwiedzanie Lwowa m.in: Starówka, Cmentarz Łyczakowski, Cmentarz Orląt Lwowskich przejazd do Wołowca, zakwaterowanie w hotelu Natalia.



12.08.2013 r. /poniedziałek/



Libuchora – Ostry Wierch (1294 m n.p.m.) – Nondag (1309 m n.p.m.) – Zelemeny (1307 m n.p.m.) – Pikuj (1405 m n.p.m.) - Białosowica [czas przejścia 8 godz.].



13.08.2013 r. /wtorek/



Wołowiec – Płaj (1334 m n.p.m.) – Wielki Wierch (1598 m n.p.m.) – Hukliwe/Wołowie – [czas przejścia 7 godz.]



14.08.2013 r. /środa/



Pogoda deszczowa, udaliśmy się na zastępczy spacer nad Ozirce, w sumie 14 km przejścia. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na posiłek w Kolibie, gdzie ucztowaliśmy miejscowym bohraczem – tłusta, zawiesista zupa z ziemniakami, wołowym mięsem i białą fasolką ze śmietaną. Będąc na Ukrainie warto poznać podstawowe zasady pisowni i wymowy naszych braci bo w ostateczności można pomylić zupę grzybową (hribna) z rybną. Posmakowaliśmy narodneho samohonu czyli bimberku z jagód, tym razem ostrożnie dozowano regionalny trunek 3 x filtrowany z 47 gradusami po 50 g.na każdą z nóżek.



W rozluźnionej atmosferze udaliśmy się kolejką linową na wzgórze prowadzące na szczyt Gimby, do której pośpiesznie zdążali ludzie- cienie, zahipnotyzowani o nieobecnym, mętnym wzroku w to popołudnie żywych trupów mający jeden cel – osiągnąć szczyt najlepiej jako numer 1!



Dysponując zbyt małą ilością czasu zdecydowałyśmy się z Babkiem zostać na wzgórzu i posmakować horaczego wina i przeprowadzić internacjonalny razgawor z Nataszą (Ukr.) i Tamarą (Ros.) o wazduchu, ekskursjach i kanikułach.
15.08.2013 r. /czwartek/
Po wielokrotnym przejściach i szczytowaniach w górskim maratonie na własne życzenie, za własne pieniądze mój organizm odmówił posłuszeństwa i postanowił na 1 dzień położyć się z panem Pilotem w ręku przy dźwiękach wschodniej muzy:Dimy Biłana, Wiery Breżniewej, Anny Kołaczkowej, Olhy Horbaczowej, Denisa Majdanowa, Julii Kowalczyk, Neanheli itd.
НЕАНГЕЛЫ - РОМАН [OFFICIAL VIDEO] a to wspomnienie Gruzji.
Dla urozmaicenia tak leniwie spędzonego dnia udałam się na spotkanie z tutejszym biznesmenem w celu omówienia pobytu naszej wycieczki oraz zakupu ukraińskich pomidorów i oriechów w medzie tudzież samohonu, który uświetnił powrotną podróż do Polski.
16.08.2013 r. /piątek/
Kołoczawa – Przeł. Przysłop (944 m n.p.m.) – Strimba (1719 m n.p.m.) - [czas przejścia 8 godz.]
Szlak trudny, sporo przewyższeń, prawie pionowe ściany, Strimba przepiękna.
Pożegnałam się z górami i naszym bieszczadzkim Wilczkiem- Przewodnikiem oraz resztą towarzystwa, z którymi nie zdążyłam się pobratać.
Mam już inne myśli, które zaprzątają moją głowę ale o tym w następnym poście.







sobota, 3 sierpnia 2013

Dwuwierzchołkowy szczyt Bliźniaków, 28 lipiec 2013 r.

Trasa: pzełęcz Biadasowska - skrzyżowanie Panienka - Kaczyna - Bliźniaki - Pod Łysą (Przełęcz Panczakiewicza) - Pod Iłowcem - Gorzeń Górny. Dzień rozpoczęty ponad 30 – stopniowym upałem, ale cóż było robić skoro Belzebub Pierwszy w osobie Daro pokusił do drogi. Ruszyliśmy Chorzowsko-Batorowym PTTK-iem z Wandzią od kurzych skorupek* od Przełęczy Biadasowskiej zielonym szlakiem w kierunku Leskowca do rozstaju Panienki skąd odbiliśmy wraz z przyklejonymi „wycieczkowymi panienkami” na pozaplanowy Ostry Wierch. Dalej do Kaczyny i na Bliźniaki. Po drodze spotkaliśmy 2 osoby, szlak prawie nieuczęszczany, zarośnięty krzakami, miejscami ledwo widoczny, pobłądziliśmy z przewodnikiem. Z trasy widoki na przełom Choczeńki, Leskowiec, dolinę Ponikwi oraz Jaroszowską Górę za Skawą. Następnie spacerem do Przełęczy Pod Łysą (Przełęcz Panczakiewicza), gdzie grupa chyżo wdała się w dyskusje o erotykach podniecona kostkami lodu serwowanymi przez Gosię od Loda. Potem na Iłowiec i zejście do siodła pod Iłowcem i do Gorzenia Górnego do Muzeum w Dworku Emila Zegadłowicza – nauczyciela, poety, prozaika, dramaturga i tłumacza – jak go niektórzy określili – erosomana, co świństwa z nudów wymyślał. W drodze powrotnej w Wadowicach zamiast kremówek z salmonellą zjedliśmy pizzę i uzupełniliśmy płyny, które strumieniami wyciekały porami skóry na zewnątrz a które w Katowicach ponownie zostały uzupełnione tym samym kończąc naszą niedzielną gorącą odyseję. * Podczas jednej z wycieczek Wandzia zwróciła uwagę, że nie należy kruszyć kurzymi skorupkami jaj po słowackim lesie.

Wschód Słońca na Babiej Górze, 20/21 lipca 2013 r.

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.629544553736222.1073741839.100000420486793&type=1&l=fc4f13ef00 Niecodzienny wypad nocą w kierunku szczytu Matki Góry w towarzystwie podnieconych turystycznych stonek ze świetlikami na spoconych czołach przypominała sceny z filmów fantasy najazd przybyszów z obcej planety. Wycieczka organizowana przez PTTK Chorzów Batory z panią Basią na tyłach, która skrupulatnie w gwieździstą noc świeciła współtowarzyszom w krocza podczas oddawania się czynnościom fizjologicznym. Na szczycie Sokolicy podziękowaliśmy pani Basi za matczyną troskę i dalej podążyliśmy ścieżką z wolnej stopy. Szczyt Babiej krzyczał wiatrem rozpaczy spowodowanej nalotem mnogości ludzkich stóp. Fotoreporteży, amatorzy, zakochani, zdobywcy, turyści i inni kłócili się o najlepsze miejsce widokowe, brak intymności i ciszy dokuczał spragnionym samotności i kontemplacji. Przez Małą Babią udaliśmy się na piwną przerwę na Markowych Szczawinach gdzie Irek w przerwie wytrwale kisił swoje ogórki w tajemnicy przed żoną. Potem na Policzne i posiłek w Zbójnickiej Chacie gdzie kupą zachwycaliśmy się urokiem peruwiańskiego odzienia głowy w temperaturze powyżej 30 stopni u jednej z młodszych uczestniczek. Powrót do Katowic był najtrudniejszym punktem programu ze wzgl. na panujący lipcowy upał.

czwartek, 11 lipca 2013

Sudety, Pradziad – 7 lipiec 2013 r.

Podróż do czeskich Sudetów trwała ok. 4 h. Szybkie przejście przez sanatoryjne miasteczko Białą Opawę z zaliczeniem expressowego siku i pamiątkowym zdjęciem przy wodospadzie, przemarsz szlakiem bardzo atrakcyjnym z leśną dróżką i widokiem pionowych, skalnych ścian. Trasa popularna, gęsto zaturyszczona prowadząca do Barborki, gdzie przy bufecie czekała gawiedź spragnionych wędrowców. Zbyt mało czasu na osiągnięcie stanu wskazującego na spożycie, zakaz wyciągania własnoręcznie wykonanych kanapek i czas ograniczony na przybicie tradycyjnych pieczęci w pamiątkowych księgach GOT-u. Wielka Pardubicka ruszyła, tych którzy pozostali owiał kurz pamięci po tych, którzy śpiesznie odeszli. Ci, którzy pozostali oddali w ofierze piwo jasne i ciemne do połowy spożyte przez Darka, w połowie wylane przez Gabrysię. Z Barborki prowadził nudny, asfaltowy szlak do szczytu Pradziada skąd wypożyczyliśmy hulajnogi aby przejść do Ovcarni i w Hvezdzie oddać się piwnej uczcie rozkoszując podniebienia śmietanowymi knedlikami. Wycieczka PTTK- u jak zwykle expresowa, towarzystwo siedzące w tyle autobusu rubaszne, siedzące z przodu powściągliwe. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.625429947481016.1073741837.100000420486793&type=1&l=93678f8cb6

środa, 10 lipca 2013

Zachodnia Kornwalia czyli na ziemii Celtów

czerwiec/lipiec 2013 r. sobota Z Londynu przez Stonghenge drogami pełnymi słońca aż do Kornwali spowitej gęstą, mleczną mgłą w tunelu zielonych gąszczy dotarliśmy po 5 h jazdy do Lostwithiel , gdzie spędziliśmy noc poprzedzoną wieczornym spacerem i odprężającą kąpielą w podgrzewanym, hotelowym basenie .http://www.booking.com/hotel/gb/restormellodge.pl.html?aid=311097;label=hotel-122969-gb-m 5J0dmn09izzc1b7tLlKngS937123337;ws=&gclid=CPCVx72ymLgCFYZe3godx3YarA Lostwithiel – urocze, spokojne niczym zagubione, zapomniane miasteczko z paroma knajpkami i przyjaznymi hotelikami, starym kościołem Church St Bartholomew, zamkiem Restormel Castle i polem golfowym. Baza wypadowa do niezapomnianych zakątków Kornwalii. niedziela Tintagel- http://pl.wikipedia.org/wiki/Tintagel porażający bezmiar oceanu, głęboka, spieniona fala uderzająca o wysokie skały do samych bram piotrowych. Ogromny żywioł, niekończący się dźwięk pozostający na wieczność w uszach. Tintagel opowiada historię Króla Artura, pozostaje na fotografiach, pamięci, w sercu. Zaledwie raz usłyszeliśmy język polski, słychać było głównie angielski i niemiecki Newquay http://pl.wikipedia.org/wiki/Newquay - współczesny, nadmorski kurort dla serferów. Trafiliśmy na odpływ oceanu, który ukazał naszym oczom morskie żyjątka gnieżdżące swe niewielkie, niedostępne domostwa na gołych, zimnych skałach. Imponujący widok domu/rezydencji na skale, połączonego z drugą samotną skałą, odkrytą przez zimną wodę. poniedziałek Polperro http://pl.wikipedia.org/wiki/Polperro - wioska/miasteczko portowe z zabezpieczeniem wjazdu przed samochodami, z wąskimi na 1 metr urokliwymi uliczkami. Cudowne miejsce na świecie z romantycznymi lożami dla spragnionych intymności kochanków na wysokich klifach z niekończącymi się zielonymi drogami. W Polperro można zapomnieć, w Polperro zatrzymał sie czas. Charlstown http://pl.wikipedia.org/wiki/Charlestown_%28Anglia%29 - do tego niewielkiego, portowego miasteczka dotarliśmy przez przypadek wyprowadzenia nas GPS- a. Krótkim spacerkiem przez tajemnicze, zalesione bluszczem ogrody doszliśmy do prywatnej plaży, gdzie cieszyliśmy oczy okazałymi klifami i kolejnym popołudniowym odpływem oceanu. poniedziałek rankiem Lostwithiel Restormel Castle http://www.seecornwall.eu/pl/t/Charles%20Town/ - powrót do Londynu. Królestwo Elżbiety jest piękne, trudne, tajemnicze, kapryśne, różne, można je kochać albo nienawidzieć, dziękuję Anglio J. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.631401186883892.1073741840.100000420486793&type=1&l=db62908a23

wtorek, 25 czerwca 2013

Beskid Żywiecki, 22 czerwiec 2013 r.

Trasa: z Zawoji Przełęczy Krowiarki czerwonym szlakiem na Sokolicę 1367 przez Kępę 1521, Gówniak 1617 na Babia Górę 1725 mnpm. do Markowych Szczawin, powrót niebieskim szlakiem Górnym Płajem do Krowiarek. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.613052528718758.1073741836.100000420486793&type=1&l=bf69a2be05 Szlak wyjątkowo atrakcyjny, cieszy oczy widokami, większość drogi chronią drzewa do samej Sokolicy, gdzie roztacza się widok na Kępę, Gówniak i Babią Górę, Cyl Śmietanowy i Policę. Samotne przejście między kosówką, raz spowitą mgłą raz promieniami słońca do samej Babiej, cisza i piękne obrazy przyrody dookoła. Na szczycie ostrzegawcze brzmienie burzy, fioletowe niebo, muchy i inne stworzenia na dwóch nogach, często niepełnoletnie plątające się między nogami zmęczonych turystów, głośno oznajmiających swoje przybycie i zdobycie. Chłodny jeszcze Lech cierpliwie czekający w plecaku na celebrację chwili uprzyjemnił czekanie na dwójkę moich towarzyszy bez czapeczek. Wspólnie zeszliśmy ze szczytu obsypani deszczem i gradem do schroniska na Markowych Szczawinach, gdzie zastała nas informacja o zamknięciu szlaku Perci Akademików do odwołania. Mam jeszcze jeden powód by wrócić do Babiej i pokłonić się górze i zachwycić kolejny raz jej urokiem. To moja matka Góra , tu się odrodziłam na nowo.

piątek, 21 czerwca 2013

Beskid Żywiecki, 15 czerwiec 2013 r.

Trasa ok. 14 km./5 h: Zawoja Mosorne - Mosorny Groń 1045 - , Cyl Hali Śmietanowej 1298, Polica 1369, Hala Krupowa, Okrąglica 1239 mnpm. - Sucha Góra https://www.facebook.com/media/set/?set=a.610716225619055.1073741835.100000420486793&type=1&l=0e4111f563 Początek wędrówki zorganizowanej przez PTTK Katowice w dolinie Mosornego Potoku. Po półgodzinnym podejściu doszliśmy do wodospadu - 8 metrowej kaskady ukrytej w głębokim wąwozie. Dalsza część wycieczki przez Mosorny Groń - szczyt w zachodniej części Pasma Polic, położony w bocznym grzbiecie odbiegającym z Cylu Hali Śmietanowej na zachód. Dalej przez Policę na Halę Krupową z ostrym podejściem na Cyl Hali Śmietanowej. Odpoczynek w schronisku na Hali Krupowej, pyszna fasolka po bretońsku – micha za dychę plus ruskie za 12 zł., brak lanego piwa, za to butelkowe za 7,50 do wyboru, schłodzone. Doborowy zespół składający się z Kasiny Wielkiej, Irki Malutkiej i Darka z Suchego, obracającego się niedawno w towarzystwie figur woskowych teraz pilnie troszczącym się o swoje kobiece stadko. Pozostała część osobników mało kontaktowa, nieco nadęta z szybkim, małym Andrzejem w zielonym kapelutku na czele. Po godzinnej przerwie przejście na Okrąglicę do kaplicy Matki Bożej Opiekunki Turystów oraz masztu telekomunikacyjnego. Kaplicę, nawiązującą wyglądem do szałasu pasterskiego, zbudowano potajemnie w maju 1987 roku. W jej wnętrzu umieszczono epitafia upamiętniające zmarłych ludzi gór. Na koniec ostre, kamieniste po mokrej glinie zejście do Suchej Góry, gdzie za rogiem czekał firmowy busik z kierowcą. Pogoda cudowna, wycieczka udana jak zwykle.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Magura Orawska, 2 czerwiec 2013 r.

Dojazd z Katowic przez Korbielów, Przełęcz Glinne (przekroczenie granicy) do Oravskiej Polhory, Namestovo do miejscowości Lokca. Wędrówka wg nowych szlaków, których jeszcze nie naniesiono na mapie: szlakiem zielonym przez pola i łąki przez stokówkę na grzbiet, którym biegnie szlak czerwony z sedla Prislop. Szlakiem czerwonym do widocznego z daleka przekaźnika na Magurce. Szlak przechodzi przez szczyt Magurki. Szlakiem niebieskim do polany Prehaliny, a potem żółtym do Slanickiej Osady nad zalewem. Długość trasy: ok. 16 km, czas przejścia: ok. 5 godz. 10 min, suma podejść: ok. 700m. Widoki na Babią Górę, Pilsko, Orawę, zalew Orawski oraz na Małą Fatrę z ciekawie spłaszczonym Rozsudźcem, na Velky Choc i Zachodnie Tatry. Pogoda prawie idealna jak na tegoroczny, kapryśny, deszczowo - burzowy czerwiec.

niedziela, 2 czerwca 2013

Beskid Mały, 26 maj 2013 r.

Targanice – Jawornica (830m npm) – Czarny Groń (Potrójna) przeł. Zakocierska – Łamana Skała – Potrójna 847m npm – Leskowiec – Rzyki Jagódki. Długość trasy ok. 16km, różnica poziomów ok. 430 m, czas przejścia ok. 8 godz Trasa dla wydolnych krążeniowo, 3 ostre podejścia, po drodze kilka postawionych krzyży na cześć osób, które nie wytrzymały tempa i ciśnienia a może stały się przypadkowymi ofiarami mafii Rafała ?! Chatka Rafała, do której nie dotarliśmy była niezwykle zachwalana przez ludność tubylczą. Wyjątkowo osobliwy klimat wycieczki z Trójcą w tle, ich domem, psem i domniemanymi ofiarami. Tajemnicze imię psa oraz nasza niewiedza na temat etymologii słowa Chatar rozbuchało naszą wyobraźnię do granic nieprzyzwoitości. Chatar – potoczna nazwa gospodarza schroniska górskiego w Tatrach, Chatarami zostają ludzie mocno związani z Tatrami. Wielu chatarów było w przeszłości taternikami lub nosiczami. Trójca to trzej panowie opiekujący się chatką i jej niesfornymi turystami, niechcącymi ściągnąć obuwia w celu samoobsłużenia. Brak w obejściu chaty kobiet i dzieci. Piwa napiliśmy się dopiero w schronisku na Leskowcu – wspaniała kuchnia! Polecam. Wyprawa zaowocowała sympatycznymi znajomościami z ludźmi podobnych charakterów. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.601745579849453.1073741831.100000420486793&type=1&l=b44cfb2fc6

niedziela, 19 maja 2013

Beskidy, 18 maj 2013 r.

Wyjazd z Katowic linią Drabas do Skoczowa w kierunku Wisły, w Skoczowie przerwa śniadaniowa 20 min. i przesiadamy się do Brennej, po ok. 20 min. jesteśmy na czarnym szlaku, po ok 2 h na Starym Groniu 979 mnpm. Pogoda wymarzona, kilka ostrych podejść, cisza i spokój , po drodze spotkałyśmy jedynie leśnego dziadka niosącego długą ,drewnianą pałkę niesioną na jesienno-zimowe wieczory. Przełęczą Salmopolską w kierunku Karkoszczonki gubimy szlak i wychodzimy na ludzkie osady ze zwierzętami pozostawionymi na wypas. Wychodzimy w Szczyrku, gdzie autobus podwozi nas do Bielska. Wyjątkowi kierowcy autobusów – zatrzymują się na kiwnięcie ręki mimo, że nie ma przystanków. Uwielbiam te okolice. Beskidy są czarujące. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.597439753613369.1073741829.100000420486793&type=1&l=98426a41a2

poniedziałek, 13 maja 2013

Gorce, maj 2013 r.

Klikuszowa- Stare Wierchy – Maciejowa Góra – Rabka. Trasa 15 kilometrów. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.595138280510183.1073741828.100000420486793&type=1&l=0f14c53ea5 Wycieczka organizowana przez PTTK. W pierwotnych planach przewidziane było podziwianie panoramy Beskidu Wyspowego, Żywieckiego i Tatr, niestety przez cały czas otaczała nas mgła. Na trasie schronisko na Starych Wierchach – prosta kuchnia, pomidorowa 5 zł., pierogi do wyboru za 12 zł. i Bacówka PTTK na Maciejowej – przy temperaturze 7 stopni szczególnie polecam grzane piwo z pomarańczami za 8 zł. Zejście do Rabki spacerkiem przez Park Zdrojowy, po drodze Tężnie Solankowe i deszczowy powrót do Katowic, gdzie na dobry wieczór przywitało nas słonko. Eskapada odbyła się bez sensacji i paroma zejściami ze szlaku spowodowanymi zbiorową pomyłką odczytania znaku – nie chwaląc się moja sugestia temu przyczyniła a Przewodnik Pani Alina winę na siebie wskazała. Styl wypadu luźny, odprężający niestety czasami w grupie nie było słychać własnych myśli często zakłócanych głośnym, śląskim gadaniem pana Janka, zapewne wywołanym nadmiernym spożywaniem porzeczkowego wina własnej roboty.

Turystyczna wędrówka poznawcza

Londyn kwiecień/maj 2013 r. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.594397013917643.1073741827.100000420486793&type=1&l=de95015a74 Piękna słoneczna pogoda, spacery brzegami Tamizy, poznawanie Londynu na nowo, tym razem wyłącznie w celach turystycznych. Greenwich : National Museum Maritime http://www.youtube.com/watch?v=cXxKLaSm7Mg i Royal Observatory http://www.youtube.com/watch?v=m8F6QJLOUNM Central London: Marble Arch, Piccadilly Circus – National Gallery, Portrait Gallery, Trafalgar Square – St Martin in the Fields, Covent Garden - Royal Opera House, Museum TFL, w kierunku Aldwych -Somerset House i Waterloo Bridge do National Theatre. Richmond: spacer brzegiem Tamizy South Kensington: Natural History Museum, Victoria & Albert Museum. Kensington Gardens http://maps.google.pl/maps?hl=pl&bav=on.2,or.r_qf.&biw=1600&bih=775&wrapid=tlif136808577587810&um=1&ie=UTF-8&q=martin+in+the+fields+london&fb=1&gl=pl&hq=martin+in+the+fields&hnear=0x47d8a00baf21de75:0x52963a5addd52a99,London,+UK&cid=0,0,8470505943084352034&sa=X&ei=wVWLUZnbAsK5hAe77IGYDw&ved=0CLEBEPwSMAA : Royal Albert Hall, Albert Memorial, Kensington Palace. Morze Północne : plaża w Bournemouth i Sandbanks. Poruszałam się po Londynie komunikacją autobusową, godna polecenia, za bus pass 7 days (tańsze od metra ale podróż przebiega dłuzej!) płaci się niecałe 20 £ niezależnie od ilości przesiadek, połączenia są sprawne, co 5 min kolejny autobus podjeżdza (uwaga- traffiki).

czwartek, 25 kwietnia 2013

Austria, kwiecień 2013 r.

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.580598051964206.1073741825.100000420486793&type=1&l=197b5d6c2f Wiedeń w pigułce: Schönbrunn Castle, Hofburg {Stare Miasto, ratusz, parlament, Hunderwasser Haus, pomnik Straussa, , dom Mozarta , Wiener Konzerthaus, Katedra Św.Stefana}. Podróż nocą ok. 6 godz. Pogoda zachmurzona, popołudniem pokazało się słonko na niebie. Sklepy spożywcze sobotą zamykane są o 18:00, można posilić się w budkach gastronomicznych z miejscowym wusztem czyli wielkim kawałem kiełbachy np. z serem z keczupem zatopionym w bułce typu hot dog, pycha! Miasto luksusu, elegancji, czyste. Mieszkańcy życzliwi. Sklepy z pamiątkami, ze starociami, starymi książkami i rysunkami, muzyką Mistrzów (Mozart, Strauss, Brahms). Stylowe cukiernie i wystawa malarstwa mojego uwielbianego Gustawa Klimta http://www.wienmuseum.at/en/exhibitions/detail/ausstellung/klimt-die-sammlung-des-wien-museums.html . Architektura antyku przeplatanego z nowoczesnością przy szacunku do historii czego przykładem jest Pomnik Żołnierza Radzieckiego przy Schwarzenbergplatz. Wieczorny powrót do Polski po wizycie na wzgórzu Kahlenberg (Łysa Góra) pod Wiedniem, 500 m n.p.m. z panoramą na miasto. Wiedeń to miasto dla duszy, uskrzydla, cieszy oczy, uszy i podniebienie…

Wielkanoc marzec/kwiecień 2013 r.

Warszawa, Bratysława, Zakopane Najbardziej zimowe święta wielkanocne jakie pamiętam. Warszawa przejazdem, zimna i pochmurna, zaledwie poznałam granicę Getta na Chłodnej http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Upami%C4%99tnienie_muru_getta_PKiN.jpg oraz najcieńszy dom w Warszawie http://www.google.pl/search?q=najcie%C5%84szy+dom+w+warszawie&hl=pl&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=8FJ2UfWNLqGM7Abw0YDIBA&sqi=2&ved=0CEgQsAQ&biw=1600&bih=775 . Bratysława jeszcze bardziej zimna, pogoda nie sprzyjała zwiedzaniu. Przeszlismy spacerem przez Zamkowe Wzgórze i Stare Miasto https://www.facebook.com/media/set/?set=a.580598635297481.1073741826.100000420486793&type=1&l=fc98cd8856 zatrzymując się w knajpkach i restauracjach stylizowanych na dawne czasy. Dobra atmosfera miasta i ludzi. Wiosną pewnie jest bardziej romantycznie. Zakopane popołudnie spędzone spacerkiem po Gubałówce, gdzie zaspy śnieżne sięgały 1,5 m. wysokości. Gorąca kolacja przy akompaniamencie góralskiej muzyki i kominku…Lubię takie chwile i chciałabym je zatrzymać na wieczność. Jestem szczęśliwa.

Angielska Odyseja 2012/2013

Wielka Brytania - 2012/2013 Notting Hill (Royal Borough of Kensington), Brighton (East Sussex), Hampton Court (East Molesey), Willow Tree Nature Reserve (London Borough of Hillingdon), Burnham Beeches (Buckinghamshire), Richmond Park (Richmond upon Thames) , Rickmansworth (Hertfordshire), Windsor (Berkshire), Bibury (Gloucestershire), Trafalgar Square (Central London). https://www.facebook.com/media/set/?set=a.522457281111617.126101.100000420486793&type=1&l=0a6570d541 Angielska Odyseja Wyjechałam z Polski w połowie sierpnia 2012 r. do Londynu w celu znalezienia lepiej płatnej pracy od polskiej pensji. W poniedziałek umówiłam się spotkanie w/s numeru NIN, we wtorek przejrzałam ogłoszenia o pracę a w środę byłam już po spotkaniu w/s nowej pracy, w czwartek rozpoczęłam karierę jako Room Attendant w Hotelu Radisson http://www.radissonblu.co.uk/hotel-london w centrum Londynu. Gdyby goście tego hotelu wiedzieli jakim potem, bólem, krwią i przemocą psychiczną są „sprzątane” ich pokoje nigdy by nie spali w jego łóżkach, pili z jego szklanek, myli się w jego łazienkach, nie załatwialiby się w jego toaletach. Najpopularniejszymi gośćmi byli Arabowie, potocznie zwani przez obsługę arabish rubish ze względu na syf jaki pozostawiali po sobie, zalane łazienki, śmieci wszechpanujące wokół, tony jedzenia na podłogach, stołach, łóżkach, brud! Manager: bezlitosna, złośliwa, rumuńskiego pochodzenia Simona – czarna pajęczyca z ogromnymi, czarnymi, wyłupiastymi oczami podczas często wydawanego krzyku, skutecznie dyskryminowała polskie dziewczyny udowadniając, że to nie jest praca dla nich. Załoga: Rumunki, Rosjanki, Węgierki i Polki. Stawka 6,08 £ per hour. 16 rooms per 8 h.- ½ h. na lunch – wielka pardubicka to spacerek. Przepracowałam 8 dni, zrezygnowałam po tym jak Simona urządziła sobie show z moim udziałem w formie treningu, podczas którego kazała mi prawie odbyć intymny kontakt z muszlą klozetową, której woda wylewała się z brzegów smagając swoimi kroplami twarze uczestników wydarzenia. Zrażona pracą w hotelu poddałam się pracy na zastępstwo przy sprzątaniu tzw angielskich domków za 7 £ per hour, średnio miałam 1 domek dziennie po 4 h., średni dojazd do 3 h. Poznałam Londyn Wschodni, Zachodni, Południowy z perspektywy szyb komunikacji miejskiej, mieszkałam w Północnym. Do moich zajęć należało sprzątanie, prasowanie, pranie, odkurzanie, mycie. Poznałam angielskie rodziny, bardzo kulturalne i życzliwe. Zdarzyło się przepracować parę dni w polskim domu u Jolki na Richmond, który niezwłocznie opuściłam po tym jak jego właściciele uznali mnie za worek treningowy i metodycznie zaczęli mnie przygotowywać do swoich małżeńskich rozgrywek. Tak przetrwałam kolejne 2 miesiące. W październiku zdecydowałam się podjąć pracę w hotelu Hilton na Notting Hill http://www3.hilton.com/en/hotels/united-kingdom/hilton-london-kensington-hotel-LHRHITW/index.html. Kierownictwo Housekeeperów prawie normalne, nieco ich było za dużo w offisie, zagubieni w organizacji, często wysyłali mejdki (chambermaid) do domu bo brakowało pokoi do sprzątania. Dziewczyny jechały do pracy czasem po 2 h po to by usłyszeć : go home! Ból mięśni, stawów, kości, kręgosłupa od pchania trola (trolley – wózek z pościelą, ręcznikami i innym wyposażeniem potrzebnym do wymiany) i dźwigania butelek z wodą, ciągnięcia huwera - odkurzacza, skóra i paznokcie zdarte do krwi od krochmalonej pościeli i czendż linen, uczulenie od używanych kemikal – chemikalia, to niektóre przyjemności, które dotykały podczas niewolniczej acz dobrowolnej pracy u Hiltona. Stawka i godziny jak w poprzednim hotelu. Napiwki zazwyczaj kradzione przez Supervisiors, które urządzały pokojówkom show room lub pending room. Było prawie normalnie. Z początkiem grudnia przyjechała do nas moja córka z chłopakiem, zupełnie oderwani od rzeczywistości, obydwoje nie przygotowani do jakiejkolwiek pracy. Ona znalazła zatrudnienie przy gastronomii u Ciapaka (Hindusa), on przy stolarce za 4 £ , gdzie przepracował do końca grudnia a potem z dziką namiętnością towarzyszył jej w pracy jako bodygard bez tantiemów. W połowie stycznia kupiłam im expresowy bilet powrotny do kraju po tym jak się dowiedziałam, że oboje nie mają zatrudnienia, za to dwutygodniowy dług za mieszkanie. Zyczenie Przypadkowy, spotkany pod koniec listopada na Grenfordzie Wróżbita ze Sri Lanki powiedział mi, że się uśmiecham ale nie jestem tu szczęśliwa. Dał niebieski koralik na szczęście, który zalecił wyrzucić za siebie do wielkiej wody. Powiedział, że tu nigdy nie będę szczęśliwa, że ciężko pracuję ale nie będę miała z tego pieniędzy, że cierpię na ból pleców (z bólu ledwo stałam i chodziłam!) a w moim kraju kochają mnie dwaj mężczyźni.. Zapewne chodziło mu o mojego kota i ptaka, którzy kochają mnie bezwarunkowo bo zapewniam im dom i starwę. Zagrażają mi dwie młode kobiety o imionach zaczynających się na litery : Mar oraz dodał, że za 3 miesiące będę szczęśliwa ale nie tutaj…,że związana jestem z dobrym człowiekiem… 24 grudnia jadąc do pracy pomyślałam, że chciałabym aby był to mój ostatni dzień pracy w UK, nie miałam prezentów na święta i chciałam zrobić drobne niespodzianki. Tego dnia w hotelu mieli pełną obsadę i na moje życzenie puścili mnie do domu. Wigilia upłynęła w rodzinnym gronie z nadzieją na wspólne życie. Zostawiając wszystko co kocham, z torebką pod ręką wyjechałam z Anglii 7 stycznia 2013 r. z zamiarem zrobienia szybkiego kursu stylizacji paznokci i zrobienia kariery ponownie. Otwierając drzwi swojego domu już wiedziałam, że zostanę w kraju bo nie mam sił aby dalej walczyć.