środa, 9 maja 2012


Rejs - Kwiecień/Maj, Mazury 2012 r.
https://picasaweb.google.com/113906869816777282433/MajowkaSingli2012R?authuser=0&feat=directlink
 Dzień 1 - sobota
Długa, prawie 9 – godzinna, męcząca podróż z Katowic zaowocowała przyjazdem do Rudy  http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl na spotkanie Singli w celu odbycia pierwszego (dla nielicznych) rejsu po mazurskich jeziorach.
Załoga została poddana zaocznej selekcji organizatorów imprezy, towarzystwo podzielono na 2 łodzie; jedną zaanektowali sympatyczni Single warszawscy, drugą opanowali ci z reszty okolic zaściankowej Polski.
Po powitalnym ognisku, gdzie strumień piwa tudzież innych trunków wlewał się do gardeł coraz śmielszych Singli, grupka znudzonych, szukająca mocniejszych wrażeń, zmęczonych wylewaniem wzajemnych singlowych pomyj swojego marnego jestestwa udała się w poszukiwaniu przygód do cywilizowanego, przydrożnego lokalu w miejscowości  Ruda.
Porywająca muzyka, dodatkowa kolejka zimnego, złotego napoju oraz wyborne towarzystwo właścicieli restauracji przy przystani sprawiło, że część załogi Aleksandra IX bawiła się do białego rana.
Polecam tę restaurację z całego serca ze względu na jedzonko jak u mamy, przystępne ceny oraz otwartość i serdeczność tamtejszej obsługi. Niestety nazwy knajpki nikt nie pamięta, brak również informacji na jej temat w Internecie.
Na zakończenie dnia, wypełnionego wrażeniami, związanymi z nowopoznanymi Sympatycznymi,  a może na dzień dobry następnego, w prezencie, do wewnątrz wspólnej kajuty wpadł w otwarte nasze ręce upojony urokiem żeńskiej załogi nasz osobisty Kapitan. Spojony dotykiem podtrzymujących, kobiecych dłoni ułożył się w swoim łożu po czym niewzruszony zasnął snem sprawiedliwego.
Kapitan Olo – barwna postać owego Rejsu, budzący w nielicznych respekt, w niektórych  niepokój, jeszcze w innych pożądanie. Wytrawny, niedostępny, dumny dziki Wilk Morski do końca Rejsu zapamiętał 2 żeńskie imiona: Dagmara i Agnieszka. Olo - Sternik trzymający w ryzach swoją trzódkę, prowadzący ją czasami na pewną rzeź, pokrzykujący często :
-        Ludzie ! Co wy robicie?!
-        Ludzie ! Skąd wyście się wzięli?!
-        Co się dzieje, co się dzieje?!
lub stanowczo :
-        Ruchy, ruchy, ruchy!!!
-        Szmaty zrzuć!!! Szmaty w dół!!!
-        Dajesz, dajesz!
-        Lewy foka szot wybieraj, prawy foka szot luzuj!
Z nieodłączną gitarą, wyglądem przypominający Otella, chłodny, srogi mężczyzna o pięknym uśmiechu i zniewalającym, niebieskim spojrzeniu idealny Sternik Aleksandra IX.

Dzień 2 – niedziela
W samo południe wypłynęliśmy z portu Ruda na Jeziora Niegocin i Jagodne http://pl.wikipedia.org/wiki/Niegocin  .
Po wzbudzającym grozę incydencie na jednym z jezior dokonało się ostateczne zespolenie załogi z Kapitanem, efektem ubocznym było zalanie elementów telefonu komórkowego jednego z uczestników Rejsu.
Pod wieczór zacumowaliśmy na „dziko” w Żurawim Kącie http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl , gdzie dokonaliśmy bilansu spędzonego dnia przepłukując piwem spragnione gardła.
 Jak się później okazało to wspólne podsumowywanie dnia wieczorami stało się naszym rytuałem, bez którego nie wyobrażaliśmy sobie rozpoczęcia nocy.
Wieczorem dołączył do nas Aleksander XIV. Po biesiadzie przy ognisku oraz wymuszonych próbach głosu przy dźwiękach Olowej gitary zanocowaliśmy pod Gruszą.
Nad ranem obudził nas cudowny śpiew słowików porywający do odpłynięcia na kolejne jeziora.

Dzień 3 – poniedziałek
Z Żurawiego Kąta przez Jeziora Szymoneckie http://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_Szymoneckie , Kanał Grunwaldzki i Tałty http://pl.wikipedia.org/wiki/Ta%C5%82ty_(jezioro)  dopłynęliśmy do cywilizowanych Mikołajek http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl , gdzie ochoczo poddaliśmy nasze spocone ciała kąpieli po 2 dniach błogiego niemycia i korzystania z toalety na „dziko” . Zaczął doskwierać 27 stopniowy upał .
Jeziorem Mikołajskim dopłynęliśmy na nocne cumowanie do portu Wierzba w Ruciane Nida  http://pl.wikipedia.org/wiki/Ruciane-Nida , http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl , skąd udaliśmy się na wspólny, wieczorny spacer do pobliskiego Popielna, gdzie znajduje się Ostoja konika polskiego.
Część załogi ułożyła się do snu, pozostała część poddała się nocnej integracji z załogą Aleksandra XIV , podczas której domagająca się nieprzerwanej uwagi i adoracji Luiza zwana dalej Foczką poluzowała skutecznie cumę czym wybudziła z półsnu naszego Dzikiego Ola.
Czujny Kapitan niczym pasterski ogar, chroniąc swój przychówek przed niebezpieczeństwem natychmiast zapobiegł  zbliżającej się katastrofie przejmując w milczeniu łódź w swe silne, męskie ramiona.
Dzień 3 był dniem, w którym ostatecznie oddzieliliśmy się od Aleksandra XIV, postanowiliśmy przepłynąć tak wiele jezior ile tylko się da i równie tyle zobaczyć podczas pobytu na pięknych Mazurach.

Dzień 4 – wtorek Strefa Ciszy
Wczesno poranny spacer do ośrodka PAN w Popielnie niestety nie zaowocował bliskim spotkaniem z konikami polskimi, które pasły się tuż pod lasem z daleka od obserwatorium. Ciepły, cichy i wolny od portowych ludzi poranek obdarował za to moje uszy śpiewem ptaków i nacieszył oczy widokiem skrzydlatych przyjaciół, które w pogoni za posiłkiem dla swoich pociech nie zauważały często mojej obecności.
Po śniadaniu wypłynęliśmy na Jezioro Bełdany http://pl.wikipedia.org/wiki/Be%C5%82dany przez Zatokę Piekiełko, Śluzę Guziankę, minęliśmy  Krzyże http://mojemazury.pl/33458,Krzyze-wies-nad-jeziorem-Nidzkim.html
aż dotarliśmy do J. Nidzkiego http://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_Nidzkie  - strefy ciszy i rezerwatu przyrody. 
Na Jeziorze Nidzkim dzielny, nieokiełznany Kapitan ponownie uratował nas przed zagładą.
Z bawełnianą, czarną koszulką na głowie, z talią w ręku wyglądał  niczym Faraon pędzący na rydwanie raz po raz smagając swe rumaki batem.
Jego silne, gibkie ciało walczyło z podmuchami wiatrów, z nieposłusznymi żaglami, z napiętą i wymykającą się talią łódki. Na wzburzonej tafli wody starał się nie dopuścić do zetknięcia naszej żaglówki z zerwanym elektrycznym drutem wysokiego napięcia i wygrał. Jak zwykle dumny i zwycięski parł swoją szeroką piersią do przodu po kolejne wyzwania.
Tuż przed zachodem słońca zacumowaliśmy przy brzegu, gdzie straszyły resztki pomostu, wyłamane szczeble, wystające gwoździe, próchno, panowała atmosfera grozy zapowiadająca katastrofę.
Wieczorem zorganizowaliśmy ognisko, podczas którego większość nie żałowała sobie piwa i wina, ktoś słyszał dzika, ktoś inny niedźwiedzia wydając od czasu do czasu naśladowcze dźwięki zwierząt i pomrukiwania uznane za groźne. Ktoś jeszcze powiedział co go drażni, ktoś na to odpowiedział, ktoś udał się do łódki, ktoś inny się obraził. Prawie się dotarliśmy, słowo to będąc bardzo dźwięcznym czyni subtelną różnicę. W efekcie kobiety na łódce prawie zostały zaakceptowane, gdyby nie to ,że jedna niewyraźnie mówi, druga jest z 3 świata a jeszcze inna ma nieodpowiednie, miejskie pochodzenie…
Noc była zimna jak wzrok surowego Sternika.

Dzień 5 – środa
Pojednawcze śniadanie oraz ciepłe, poranne uśmiechy żeńskiej części załogi sprawiły, że panowie ochoczo przygotowali się do powrotnego kursu na J.Nidzkim by dopłynąć do portu w Piaskach.
Integracyjna, żeglarska impreza poprowadzona wieczorem przez demonicznego, nieodgadnionego Ola wzbudziła w nas pokłady energii oraz ukryte talenty wokalne, które ochoczo ćwiczyliśmy do 3 nad ranem. Byliśmy jednością.

Dzień 6 –czwartek Kryzys
7 osób, 7 różnych charakterów, bajzel na pokładzie, każdy czegoś szuka, każdy o cos pyta i wszechdopadający kac, totalny rozpiździel, masakra! Chcę uciec z tego Sajgonu, nie patrzeć, nie widzieć, nie słyszeć.
Odosobnione śniadanie oraz poranny spacer w promieniach rannego słońca wypieściły wystające zakończenia nerwowe a serdeczne i wyrozumiałe spojrzenie Załogi całkowicie uspokoiło moje rozdygotane wnętrze.
Wypłynęliśmy przed południem z Piasków Jeziorem Bełdany http://jezioro.info.pl/jezioro-beldany-mapa-hybrydowa w kierunku J. Śniardwy.
Po drodze zacumowaliśmy w Galindii http://www.galindia.com.pl/mazurski-eden.html , niesamowite wrażenia, polecam wszystkim, którzy będą w pobliżu Edenu.
Wieczorem dopłynęliśmy J.Śniardy do portu Okartowo  http://okartowo.mazury.info.pl/ (ta pani na zdjęciu wygląda bardzo sympatycznie ;), gdzie starym zwyczajem jak co wieczór zasiedliśmy do ogniska by cieszyć się wspólnym towarzystwem przybyłych z różnych stron żeglarzy. 

Dzień 7 –piątek
Rankiem wypłynęliśmy z Okartowa. .
Przez J. Sniardy i J. Mikołajskie http://maps.google.pl/maps?hl=pl&q=stare+sady+mazury&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.r_qf.,cf.osb&biw=1117&bih=822&wrapid=tlif133656315434810&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wl   dopłynęliśmy do przystani w Mikołajkach na posiłek, na który nie mogliśmy doczekać się w restauracji U Hamera http://www.gastronauci.pl/3863-bar-u-hamera-mikolajki . Nie polecam, omijajcie szerokim łukiem. Czekaliśmy na zamówienie ponad godzinę, jedna porcja ryby i placek z gulaszem przesolone, druga porcja ryby nie posolona wcale, obsługa niemiła i bezczelna.
Po południu pogoda zaczęła się załamywać, niebo ciemnymi chmurami zaczęło ostrzegać przed nadchodzącą nawałnicą ale mając sprzyjający wiatr w żaglach dopłynęliśmy J. Tałty szczęśliwie do przystani Stare Sady http://www.czartermazury.pl/porty/80/stare-sady.html .
Tym razem nie organizowano ogniska, za to spędziliśmy mile czas w miejscowej knajpce przy grzańcach , po czym przenieśliśmy się do łodzi, gdzie po kolacji odnajdywaliśmy po kątach łódki schowane przez Agnieszkę i Kapitana butelki wódki, po wypiciu których uraczyli nas widokiem ich wspólnego, zmysłowego tańca aż do zabujania łodzi.
Dzień 8 –sobota Wschód Słońca
Świt 5 rano, piękno wschodu słońca zatrzymałam na zdjęciu, które chłodnymi, zimowymi wieczorami będzie przypominało o bajkowej i niezwykłej przygodzie jaką przeżyłam z cudownymi ludźmi na mazurskich jeziorach.
Pożegnaliśmy Stare Sady by czym prędzej dopłynąć do Rudy (5 h) i udać się do naszych domów.
Może w przyszłości będzie mi dane  podziwiać wschody słońca z kimś, kto będzie czuł to samo budząc się o świcie by biec z apetytem po życie.

Dla Ola i Załogi, w podziękowaniu za udany rejs i  bezpieczne dopłynięcie do portu

Załoga:

Adrian Kujawsko – Pomorskie, Warszawa -  oaza spokoju i siła opanowania. Niezastąpiony Bodyguard, ciepły, milczący Przytulak z zimnymi uszkami. Ideał wymagający nieustannego dogrzewania. Prawdziwy mężczyzna, dzięki któremu kobiety odzyskują wiarę w płeć męską.

Agnieszka Lublin -  Kobieta Alfa, istota boska i władcza niczym Hera. Bogini o jedwabistej skórze, stawiająca stopnie za wykonywane obowiązki na pokładzie, nagradzająca wieczorami pysznymi makaronowymi kluskami wygłodniałe, pijackie twarze.

Ania Kraków – najbardziej miękkie serduszko na łódce, tylko czasem wzbudzająca poczucie winy z powodu bezczynności reszty załogi. Czuła struna łodzi kochająca cały świat, dbająca o wszystkich. Mistrzyni w gotowaniu makaronowego Pesto. Przez cały rejs ciałem swoim broniła dostępu do foka szota lewego, luzowała i wybierała. Głównie dzięki niej pokład oślepiał błyskiem czystości.

Dżaga Lublin – cieplutki Muminek wiecznie coś gubiący i czegoś szukający. Najbarwniejsza, kwiatuszkowa postać po Kapitanie, dla której każde miejsce jest dobre by uciąć drzemkę.

Marcin Częstochowa – Samotny, Biały Kieł ze świętego Miasta z zalotnym spojrzeniem kurwika w oku. Wytrawny piwosz, znawca wielu browarów, większość Rejsu spędził na gotowości do snu, skutecznie zresetowany po rejsie.

Pierwszego dnia nazwał mnie ladacznicą (do dzisiaj nie wiem, czy to komplement?), to pewnie z powodu mojego zamiłowania do rozrywki i płci przeciwnej.

Ja – autonomiczny paparazzi , szczur lądowy często uciekający pod pokład, jako jedyna myląca dziób z rufą. Mająca niezłe zadatki na marynarza w konkurencji trunki i inne napoje wyskokowe oraz w buchtowaniu i montażu odbijaczy a także w szorowaniu pokładu i myciu naczyń.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz