Rejs - Kwiecień/Maj, Mazury 2012 r.
https://picasaweb.google.com/113906869816777282433/MajowkaSingli2012R?authuser=0&feat=directlink
Dzień 1 - sobota
Długa, prawie 9 – godzinna, męcząca
podróż z Katowic zaowocowała przyjazdem do Rudy
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl
na spotkanie Singli w celu odbycia pierwszego (dla nielicznych) rejsu po
mazurskich jeziorach.
Załoga została poddana zaocznej
selekcji organizatorów imprezy, towarzystwo podzielono na 2 łodzie; jedną
zaanektowali sympatyczni Single warszawscy, drugą opanowali ci z reszty okolic
zaściankowej Polski.
Po powitalnym ognisku, gdzie
strumień piwa tudzież innych trunków wlewał się do gardeł coraz śmielszych
Singli, grupka znudzonych, szukająca mocniejszych wrażeń, zmęczonych wylewaniem
wzajemnych singlowych pomyj swojego marnego jestestwa udała się w poszukiwaniu
przygód do cywilizowanego, przydrożnego lokalu w miejscowości
Ruda.
Porywająca muzyka, dodatkowa
kolejka zimnego, złotego napoju oraz wyborne towarzystwo właścicieli restauracji
przy przystani sprawiło, że część załogi Aleksandra IX bawiła się do białego
rana.
Polecam tę restaurację z całego
serca ze względu na jedzonko jak u mamy, przystępne ceny oraz otwartość i
serdeczność tamtejszej obsługi. Niestety nazwy knajpki nikt nie pamięta, brak
również informacji na jej temat w Internecie.
Na zakończenie dnia, wypełnionego
wrażeniami, związanymi z nowopoznanymi Sympatycznymi,
a może na dzień dobry następnego, w
prezencie, do wewnątrz wspólnej kajuty wpadł w otwarte nasze ręce upojony
urokiem żeńskiej załogi nasz osobisty Kapitan. Spojony dotykiem podtrzymujących,
kobiecych dłoni ułożył się w swoim łożu po czym niewzruszony zasnął snem
sprawiedliwego.
Kapitan Olo – barwna postać owego
Rejsu, budzący w nielicznych respekt, w niektórych
niepokój, jeszcze w innych pożądanie. Wytrawny,
niedostępny, dumny dziki Wilk Morski do końca Rejsu zapamiętał 2 żeńskie
imiona: Dagmara i Agnieszka. Olo - Sternik trzymający w ryzach swoją trzódkę,
prowadzący ją czasami na pewną rzeź, pokrzykujący często :
-
Ludzie ! Co wy robicie?!
-
Ludzie ! Skąd wyście się wzięli?!
-
Co się dzieje, co się dzieje?!
lub stanowczo :
-
Ruchy, ruchy, ruchy!!!
-
Szmaty zrzuć!!! Szmaty w dół!!!
-
Dajesz, dajesz!
-
Lewy foka szot wybieraj, prawy foka szot luzuj!
Z nieodłączną gitarą, wyglądem
przypominający Otella, chłodny, srogi mężczyzna o pięknym uśmiechu i
zniewalającym, niebieskim spojrzeniu idealny Sternik Aleksandra IX.
Dzień 2 – niedziela
W samo południe wypłynęliśmy z portu Ruda na Jeziora
Niegocin i Jagodne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niegocin .
Po wzbudzającym grozę incydencie
na jednym z jezior dokonało się ostateczne zespolenie załogi z Kapitanem,
efektem ubocznym było zalanie elementów telefonu komórkowego jednego z
uczestników Rejsu.
Pod wieczór zacumowaliśmy na „dziko” w Żurawim Kącie
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl
, gdzie dokonaliśmy bilansu spędzonego dnia przepłukując piwem spragnione
gardła.
Jak się później okazało to wspólne podsumowywanie
dnia wieczorami stało się naszym rytuałem, bez którego nie wyobrażaliśmy sobie
rozpoczęcia nocy.
Wieczorem dołączył do nas
Aleksander XIV. Po biesiadzie przy ognisku oraz wymuszonych próbach głosu przy
dźwiękach Olowej gitary zanocowaliśmy pod Gruszą.
Nad ranem obudził nas cudowny
śpiew słowików porywający do odpłynięcia na kolejne jeziora.
Dzień 3 – poniedziałek
Z Żurawiego Kąta przez Jeziora Szymoneckie
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_Szymoneckie
, Kanał Grunwaldzki i Tałty
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ta%C5%82ty_(jezioro)
dopłynęliśmy do cywilizowanych Mikołajek
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl
, gdzie ochoczo poddaliśmy nasze spocone ciała kąpieli po 2 dniach błogiego
niemycia i korzystania z toalety na „dziko” . Zaczął doskwierać 27 stopniowy
upał .
Jeziorem Mikołajskim dopłynęliśmy na nocne cumowanie do
portu Wierzba w Ruciane Nida
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ruciane-Nida
,
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl
, skąd udaliśmy się na wspólny, wieczorny spacer do pobliskiego Popielna, gdzie
znajduje się Ostoja konika polskiego.
Część załogi ułożyła się do snu,
pozostała część poddała się nocnej integracji z załogą Aleksandra XIV , podczas
której domagająca się nieprzerwanej uwagi i adoracji Luiza zwana dalej Foczką
poluzowała skutecznie cumę czym wybudziła z półsnu naszego Dzikiego Ola.
Czujny Kapitan niczym pasterski
ogar, chroniąc swój przychówek przed niebezpieczeństwem natychmiast
zapobiegł
zbliżającej się katastrofie
przejmując w milczeniu łódź w swe silne, męskie ramiona.
Dzień 3 był dniem, w którym
ostatecznie oddzieliliśmy się od Aleksandra XIV, postanowiliśmy przepłynąć tak
wiele jezior ile tylko się da i równie tyle zobaczyć podczas pobytu na pięknych
Mazurach.
Dzień 4 – wtorek Strefa Ciszy
Wczesno poranny spacer do ośrodka
PAN w Popielnie niestety nie zaowocował bliskim spotkaniem z konikami polskimi,
które pasły się tuż pod lasem z daleka od obserwatorium. Ciepły, cichy i wolny
od portowych ludzi poranek obdarował za to moje uszy śpiewem ptaków i nacieszył
oczy widokiem skrzydlatych przyjaciół, które w pogoni za posiłkiem dla swoich
pociech nie zauważały często mojej obecności.
Po śniadaniu wypłynęliśmy na Jezioro Bełdany
http://pl.wikipedia.org/wiki/Be%C5%82dany
przez Zatokę Piekiełko, Śluzę Guziankę, minęliśmy
Krzyże
http://mojemazury.pl/33458,Krzyze-wies-nad-jeziorem-Nidzkim.html
aż dotarliśmy do J. Nidzkiego
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_Nidzkie - strefy ciszy i rezerwatu przyrody.
Na Jeziorze Nidzkim dzielny,
nieokiełznany Kapitan ponownie uratował nas przed zagładą.
Z bawełnianą, czarną koszulką na
głowie, z talią w ręku wyglądał
niczym
Faraon pędzący na rydwanie raz po raz smagając swe rumaki batem.
Jego silne, gibkie ciało walczyło
z podmuchami wiatrów, z nieposłusznymi żaglami, z napiętą i wymykającą się
talią łódki. Na wzburzonej tafli wody starał się nie dopuścić do zetknięcia
naszej żaglówki z zerwanym elektrycznym drutem wysokiego napięcia i wygrał. Jak
zwykle dumny i zwycięski parł swoją szeroką piersią do przodu po kolejne
wyzwania.
Tuż przed zachodem słońca
zacumowaliśmy przy brzegu, gdzie straszyły resztki pomostu, wyłamane szczeble,
wystające gwoździe, próchno, panowała atmosfera grozy zapowiadająca katastrofę.
Wieczorem zorganizowaliśmy
ognisko, podczas którego większość nie żałowała sobie piwa i wina, ktoś słyszał
dzika, ktoś inny niedźwiedzia wydając od czasu do czasu naśladowcze dźwięki
zwierząt i pomrukiwania uznane za groźne. Ktoś jeszcze powiedział co go drażni,
ktoś na to odpowiedział, ktoś udał się do łódki, ktoś inny się obraził. Prawie
się dotarliśmy, słowo to będąc bardzo dźwięcznym czyni subtelną różnicę. W
efekcie kobiety na łódce prawie zostały zaakceptowane, gdyby nie to ,że jedna
niewyraźnie mówi, druga jest z 3 świata a jeszcze inna ma nieodpowiednie,
miejskie pochodzenie…
Noc była zimna jak wzrok surowego
Sternika.
Dzień 5 – środa
Pojednawcze śniadanie oraz
ciepłe, poranne uśmiechy żeńskiej części załogi sprawiły, że panowie ochoczo
przygotowali się do powrotnego kursu na J.Nidzkim by dopłynąć do portu w
Piaskach.
Integracyjna, żeglarska impreza poprowadzona
wieczorem przez demonicznego, nieodgadnionego Ola wzbudziła w nas pokłady
energii oraz ukryte talenty wokalne, które ochoczo ćwiczyliśmy do 3 nad ranem. Byliśmy
jednością.
Dzień 6 –czwartek Kryzys
7 osób, 7 różnych charakterów,
bajzel na pokładzie, każdy czegoś szuka, każdy o cos pyta i wszechdopadający
kac, totalny rozpiździel, masakra! Chcę uciec z tego Sajgonu, nie patrzeć, nie
widzieć, nie słyszeć.
Odosobnione śniadanie oraz
poranny spacer w promieniach rannego słońca wypieściły wystające zakończenia
nerwowe a serdeczne i wyrozumiałe spojrzenie Załogi całkowicie uspokoiło moje
rozdygotane wnętrze.
Wypłynęliśmy przed południem z
Piasków Jeziorem Bełdany
http://jezioro.info.pl/jezioro-beldany-mapa-hybrydowa
w kierunku J. Śniardwy.
Po drodze zacumowaliśmy w
Galindii
http://www.galindia.com.pl/mazurski-eden.html
, niesamowite wrażenia, polecam wszystkim, którzy będą w pobliżu Edenu.
Wieczorem dopłynęliśmy J.Śniardy do
portu Okartowo
http://okartowo.mazury.info.pl/ (ta
pani na zdjęciu wygląda bardzo sympatycznie ;), gdzie starym zwyczajem jak co
wieczór zasiedliśmy do ogniska by cieszyć się wspólnym towarzystwem przybyłych z
różnych stron żeglarzy.
Dzień 7 –piątek
Rankiem wypłynęliśmy z Okartowa. .
Przez J. Sniardy i J. Mikołajskie
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&q=stare+sady+mazury&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.r_qf.,cf.osb&biw=1117&bih=822&wrapid=tlif133656315434810&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wl dopłynęliśmy do przystani w Mikołajkach na
posiłek, na który nie mogliśmy doczekać się w restauracji U Hamera
http://www.gastronauci.pl/3863-bar-u-hamera-mikolajki
. Nie polecam, omijajcie szerokim łukiem. Czekaliśmy na zamówienie ponad
godzinę, jedna porcja ryby i placek z gulaszem przesolone, druga porcja ryby
nie posolona wcale, obsługa niemiła i bezczelna.
Po południu pogoda zaczęła się
załamywać, niebo ciemnymi chmurami zaczęło ostrzegać przed nadchodzącą
nawałnicą ale mając sprzyjający wiatr w żaglach dopłynęliśmy J. Tałty
szczęśliwie do przystani Stare Sady
http://www.czartermazury.pl/porty/80/stare-sady.html
.
Tym razem nie organizowano
ogniska, za to spędziliśmy mile czas w miejscowej knajpce przy grzańcach , po
czym przenieśliśmy się do łodzi, gdzie po kolacji odnajdywaliśmy po kątach
łódki schowane przez Agnieszkę i Kapitana butelki wódki, po wypiciu których
uraczyli nas widokiem ich wspólnego, zmysłowego tańca aż do zabujania łodzi.
Dzień 8 –sobota Wschód Słońca
Świt 5 rano, piękno wschodu
słońca zatrzymałam na zdjęciu, które chłodnymi, zimowymi wieczorami będzie
przypominało o bajkowej i niezwykłej przygodzie jaką przeżyłam z cudownymi
ludźmi na mazurskich jeziorach.
Pożegnaliśmy Stare Sady by czym
prędzej dopłynąć do Rudy (5 h) i udać się do naszych domów.
Może w przyszłości będzie mi
dane
podziwiać wschody słońca z kimś,
kto będzie czuł to samo budząc się o świcie by biec z apetytem po życie.
Dla Ola i Załogi, w podziękowaniu
za udany rejs i bezpieczne dopłynięcie
do portu
Załoga:
Adrian Kujawsko –
Pomorskie, Warszawa - oaza spokoju i
siła opanowania. Niezastąpiony Bodyguard, ciepły, milczący Przytulak z zimnymi
uszkami. Ideał wymagający nieustannego dogrzewania. Prawdziwy mężczyzna, dzięki
któremu kobiety odzyskują wiarę w płeć męską.
Agnieszka Lublin - Kobieta
Alfa, istota boska i władcza niczym Hera. Bogini o jedwabistej skórze,
stawiająca stopnie za wykonywane obowiązki na pokładzie, nagradzająca
wieczorami pysznymi makaronowymi kluskami wygłodniałe, pijackie twarze.
Ania Kraków – najbardziej miękkie serduszko na łódce, tylko czasem
wzbudzająca poczucie winy z powodu bezczynności reszty załogi. Czuła struna
łodzi kochająca cały świat, dbająca o wszystkich. Mistrzyni w gotowaniu
makaronowego Pesto. Przez cały rejs ciałem swoim broniła dostępu do foka szota
lewego, luzowała i wybierała. Głównie dzięki niej pokład oślepiał błyskiem
czystości.
Dżaga Lublin – cieplutki Muminek wiecznie coś gubiący i czegoś
szukający. Najbarwniejsza, kwiatuszkowa postać po Kapitanie, dla której każde
miejsce jest dobre by uciąć drzemkę.
Marcin Częstochowa – Samotny, Biały Kieł ze świętego Miasta z zalotnym
spojrzeniem kurwika w oku. Wytrawny piwosz, znawca wielu browarów, większość
Rejsu spędził na gotowości do snu, skutecznie zresetowany po rejsie.
Pierwszego dnia nazwał mnie
ladacznicą (do dzisiaj nie wiem, czy to komplement?), to pewnie z powodu mojego zamiłowania do rozrywki i płci przeciwnej.
Ja – autonomiczny paparazzi , szczur lądowy często uciekający pod
pokład, jako jedyna myląca dziób z rufą. Mająca niezłe zadatki na marynarza w
konkurencji trunki i inne napoje wyskokowe oraz w buchtowaniu i montażu
odbijaczy a także w szorowaniu pokładu i myciu naczyń.